środa, 26 grudnia 2012

Święta, święta i po świętach.

Dawno nie pisałam. Znowu mam trochę wolnego czasu, to znowu piszę. To już taka trochę tradycja, że posty są "od święta". :)

Powolutku tworzę listę postanowień na nowy rok i jestem ciekawa jak mi to wyjdzie, skoro jeszcze muszę to wszystko połączyć ze studiowaniem, a to co zamierzam zrobić, będzie mi zajmować ok. 1-2 h dziennie.

Tak niedawno pisałam posta z podsumowaniem roku 2011, a tu już cały 2012 zleciał. Czytam tę zeszłoroczną notkę i za głowę się łapię. W zeszłym roku nie zrobiłam żadnych postanowień noworocznych i było mi z tym dobrze, a teraz jednak jakieś robię. Być może dlatego, że ten 2012 to był taki rok zmian, w którym wszystko się stopniowo układało, a ja zaglądałam wgłąb siebie, próbując poznać moje reakcje na niektóre rzeczy. Coś w ten deseń. A teraz, gdy jestem pewna, co mogę, a czego nie mogę, pozwalam sobie na planowane zmiany, które moim zdaniem są bardzo dobrym pomysłem.

Po pierwsze, zamierzam ukończyć w dość szybkim tempie wszystkie porozpoczynane opowiadania i cały czas "ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć" - wyrabiać styl i poprawić interpunkcję, która leży i kwiczy. Moje bohaterki od jakiegoś czasu ganiają mnie z siekierami po mieście i nawiedzają mnie w snach, ciągną za włosy, abym tylko pisała o ich przygodach, więc i to może uczynię. Mam też nadzieję znaleźć czas na czytanie większej ilości książek.

Druga sprawa, ostatnio co stanę na wagę, wrzeszczę z przerażenia. Zwłaszcza po dwóch dniach siedzenia przy świątecznym stole. Dlatego postanowiłam, że na wadze stawać nie będę, bo mięśnie ważą więcej niż tłuszcz. Skoro zaczęłam pływać, to i trochę mięśni mi się wytworzyło.

Idąc dalej, doszłam do wniosku, że jeśli już pływam raz w tygodniu, to i przydałoby się poza tym zająć trochę sobą. Zupełnym przypadkiem znalazłam stronę biegaj40minut.pl i zrobiłam sobie test dostępny na stronie. Z moją kondycją jest o wiele gorzej niż myślałam (gdzieś w sierpniu/wrześniu dałam sobie spokój z bieganiem) i będzie trzeba włożyć dużo pracy, aby wrócić do formy. Damy radę. Poza tym zaczęłam też z 6 Weidera i zobaczymy co z tego wyjdzie, bo nie wiem czy nie zrezygnuję z niej na rzecz brzuszków.

Ostatnie takie większe postanowienie to coś, co chodzi za mną właściwie od pięciu lat. Pięć lat temu dostałam na gwiazdkę gitarę i jeszcze nie nauczyłam się na niej grać. A to brakowało mi czasu, szkoda mi było paznokci, rodzinie przeszkadzało "brzdąkanie", więc zaprzestałam po kilku tygodniach. Może zacznę od nowa, przynajmniej spróbuję i przypomnę sobie te kilka chwytów.

Chociaż i tak najważniejszym jak na razie jest, aby zaliczyć sesję w pierwszych terminach, bo nienawidzę poprawek. :P



piątek, 2 listopada 2012

Nareszcie cztery dni wolnego, podczas których znajduję czas (poza nauką) na pisanie. I idzie mi całkiem nieźle, jeśli tak to można nazwać.
 Wreszcie udało mi się skończyć rozdział siódmy, który męczyłam od wakacji. A to nie miałam czasu, nie miałam ochoty, napisałam dwa zdania i zapominałam co miałam napisać, gubił mi się zeszyt z notatkami i tak dalej. Ale jest jeden plus tego przestoju: Zawarłam w tym rozdziale więcej wątków niż zamierzałam, budując tym samym fundamenty pod kolejne części. :)

Czuję z tego powodu swojego rodzaju zadowolenie: Bliżej niż dalej do końca - jeszcze tylko trzy rozdziały. Trzy rozdziały, w których muszę zawrzeć dużo ważnych później rzeczy. No i zostało mi nauczyć się na pamięć planu miasta Kraków, bo Wrocław po rozdziale siódmym mam już w małym paluszku, a schemat linii tramwajowych będzie mi się śnił po nocach.

I na koniec mały fragment, który udało mi się wyprodukować wczoraj:

- To tak nie działa – odparłam. – Nie można po prostu zapomnieć kilku miesięcy z życia i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
- Można – odpowiedział krótko. – Robię to cały czas i dobrze sobie radzę, jak widzisz.
Przez chwilę naszła mnie myśl, że może Kuba naprawdę jest kimś zupełnie innym, niż postać, którą gra w tym przedstawieniu życia. Nie pozwolił mi siebie poznać, a przez zgrywanie luzaka, nawet nie próbowałam wnikać w to, jak jest naprawdę. Nie miałam na to czasu ani siły. Moje myśli zajmowało coś zupełnie innego.
Oraz zdjęcie jeszcze z wakacji:

środa, 22 sierpnia 2012

Poznań.

Wróciłam z Poznania już jakiś czas temu, ale dopiero zebrałam się, aby napisać notkę.
Wakacje powoli się kończą, trzeba uczyć się do poprawek. Praca też się kończy, szkoda.

Kilka zdjęć z wycieczki krajoznawczo-wenotwórczej.

 

Obowiązkowo piosenka:



czwartek, 5 lipca 2012

Romans z Mickiewiczem.

Chyba się starzeję. Zaczęłam dzisiaj sama z siebie sprzątać w szafce, w której panował chaos od przynajmniej 7 lat. Zostały wtedy do niej przełożone wszystkie książki, które czytywała moja mama w młodości, a także mnóstwo innych rzeczy, które nie znalazły miejsca gdzie indziej. Mówiąc krótko - poupychano tam wszystko, co było możliwe.

No i nadszedł czas zagłady,  wyrzuciłam połowę (np. jakieś stare swetry ojca, w których nie chodził od 15 lat), a książki ładnie poukładałam.

Przy okazji dokonałam jednego znaleziska, które pochłonęło mi dzisiaj prawie cały wieczór i pochłaniać będzie dalej. A mianowicie są to "Dzieła Poetyckie" Adama Mickiewicza, wydane w roku 1933 nakładem Komitetu Mickiewiczowskiego. Mocno nadgryzione zębem czasu (i to nie jest metafora, faktycznie grzbiet wygląda, jakby ktoś odgryzł jego kawałek).

Ale nie o tym chcę mówić, bo to nie temat na opisywanie rodzinnej biblioteczki, a na samą twórczość Mickiewicza. Muszę przyznać, że w gimnazjum i szkole średniej niezbyt przykładałam się do lekcji polskiego. Nie miałam na to czasu, bo gdybym miała wszystko czytać i wszystkiego się uczyć ze wszystkich przedmiotów, musiałabym wyrzec się snu, jedzenia i nocować w szkole, aby nie tracić czasu na przemieszczanie się między tą instytucją, a domem.

A teraz czytam sobie twórczość naszego Wieszcza Narodowego. I co stwierdzam? Liceum jest złe, bo tłamsi w człowieku jakiekolwiek chęci do samodzielnego myślenia, zagłębiania się w wybitną literaturę. Chodzi tylko o to, aby jak najlepiej zdać maturę - wstrzelić się w klucz odpowiedzi. A po co komu zrozumienie poety na własny sposób, skoro ktoś już wymyślił jak to interpretować?

Strasznie lubię dociekać, dlaczego coś takiego powstało i jakie miałoby odniesienie w życiu codziennym. Gdyby Mickiewicz żył teraz w moim mieście to myślę, że mógłby być moim dobrym kumplem. Czytając niektóre utwory, mam wrażenie, jakbym czytała o swoim życiu i jedyne co mi wówczas nie pasuje, to końcówki -em i -aś.

No cóż, mój nowy kochanek czeka! 


czwartek, 21 czerwca 2012

Nadal twórczo, choć teraz nieco inaczej - przestajemy pisać to, co wpadnie do głowy, a piszemy raczej przemyślane sceny, które będą miały znaczenie w dalszej części powieści. Pojawiają się coraz to nowe problemy, ale co dwie głowy to nie jedna. Często pytam L., co by zrobiła w takiej, a takiej sytuacji. Najlepsze są najprostsze rozwiązania. A najlepiej się myśli nad akcją w miejscach, w których bywają bohaterowie. Tym samym zwiedziłyśmy sporą część Gdańska, co rusz wpadając na nowe pomysły. Nie ma to jak patrzeć na miasto z góry, obserwować przejeżdżające pociągi PKP, czy oglądać świat zza okna w tramwaju. Chwila zadumy, choć cztery dni w nieustannym biegu... to było to, czego potrzebowałam przez ostatnie tygodnie.
 

 Piosenka na dziś:
Ubrania: Spodenki - House (jakaś stara kolekcja), koszulka - New Yorker, torebka - sh, buty - rynek?, sweter - sh, okulary - C&A.

czwartek, 14 czerwca 2012

Eureka!

Wakacje od ponad tygodnia. Fizyka i Mechanika pozdrawiają i cierpliwie czekają na wrzesień.
Stan aktualny: 3 skaleczenia na palcach.
Stan przyszły: Odciski na palcach od klawiatury.


Właściwie od poniedziałku się uparłyśmy. Hasło przewodnie: PISZEMY! Wszystko powstaje, tak ambitnie, po kawałeczku. Każda mała rzecz ma znaczenie. I tak jak podobno Archimedes wrzeszczał "Eureka", tak i ja mam ochotę miejscami wydawać takie odgłosy. Lai stwierdziła, że razem, z naszymi burzami mózgów, mamy IQ Einsteina. To znaczy, nie jesteśmy jakieś specjalnie genialne, ale wymyślanie, jak uprzykrzyć życie naszym bohaterom idzie nam wyśmienicie. Ona zaczyna zdanie, ja kończę. 5 lat praktyki, w osiąganiu kompromisów robi swoje.
Jeszcze jakieś dziesięć razy tyle i lecimy do wydawnictwa, haha. Które powie nam, że nie umiemy pisać ;)

Naprawdę, cieszę się, że wybrałam uczelnię techniczną, dzięki której miewam tak dobre pomysły. Nie wyobrażam sobie, aby taki pomysł wpadł mi na przykład podczas czytania książki X na jakiejś filologii. A tak, skoro mam podstawy wiedzy na dany temat, to dlaczego by tego nie wprowadzić w życie, nie udoskonalić i nie zrobić z tego pięknej fantastyki?

Pozdrawiam,
M.


wtorek, 29 maja 2012

Fizyka - Mazz 2:1
Walka trwa.

A tymczasem stary cytat z nigdy niedokończonej książki, na który mam dzisiaj nastrój:

- Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – zapytała któregoś razu Lina. Spojrzał na nią z zaciekawieniem i pokręcił przecząco głową. – To, że najbardziej tęsknię za tym, co się nigdy nie wydarzyło. Ciągle wyobrażam sobie, co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej i gdyby nie było żadnych uprzedzeń rodzinnych i tak dalej. Wymyślam tysiące różnych wersji wydarzeń, które mogłyby zmienić bieg tego wszystkiego. Zastanawiam się, co źle zrobiłam i dlaczego teraz odnoszę tego skutki. A zresztą, marzę o tym, aby po prostu mnie przytulił, jakby nic się nie stało. Myślę o tym, co robi i czy myśli o mnie. Tęsknię za jego dotykiem i spontanicznymi pocałunkami. A co najgorsze, mam wrażenie, że to już nigdy nie powróci i że nigdy nie będzie jak dawniej. Po prostu, brakuje mi go, jak nigdy nikogo innego. Wiem, że nie powinnam ci tego mówić i jest mi cholernie głupio, ale po prostu muszę się komuś wygadać. Padło na ciebie, przepraszam.
 Mam ochotę sobie poprzeklinać, ale jako, że jestem niezwykle kulturalną osobą, to tego nie zrobię.

niedziela, 13 maja 2012

Sesja blisko, ale co tam.
Proces twórczy trwa. 
 Po lewej: złom 1 - odpalony jakiś plik w wordzie i gif z człowieczkiem który tak intensywnie naparza w klawiaturę, że odpadają mu ręce, a potem jeszcze głową. :) Bo tylko takie pliki uciągnie.
 Środek: Asus mój kochany. 
Po prawej złomiszcz numer 2, opisany w poprzedniej notce.

Słońce właśnie wyłoniło się zza chmur. 
Pozytywnie.

(I zostało mi jakieś 12 rzeczy do zaliczenia ;<)

wtorek, 1 maja 2012

Maaj!

W taką pogodę aż chce się wychodzić na dwór, a siedzenie w domu jest zdecydowanie niefajne. Nad morzem dzisiaj raptem piętnaście stopni (przy 25-30 w innych częściach Polski to malutko), ale wieje tak przyjemny wiaterek, że po prostu odpływam. Rok temu uczyłam się do matury, jak ten czas szybko leci...
I chyba jestem zadowolona z tego, że poszło mi tak, a nie inaczej i trafiłam na ten, a nie inny kierunek studiów.

Większość książek z półek przeczytana, do nauczenia sporo rzeczy - ale trzeba z majówki korzystać ;) Nie, że moje studia poza czwartkiem nie są jedną wielką majówką ;)

Jutro ostateczne pożegnanie z Aristo, a przywitanie z Dellem albo Asusem. Wreszcie będzie mi wszystko działać tak, jak powinno.
Aristo, lat 5: Uszkodzony napęd CD (kiedyś płyta mi podskoczyła i rozwaliła wszystko, że teraz żeby działało, trzeba nią pokręcić i się modlić), slot kart SD, wejście na słuchawki (kto normalny umieszcza wejścia z przodu, kiedy wiadomo, że raczej małe laptopy są po to, aby nie korzystać z nich w domu, na biurku/stole), nie włącza się bez podłączonej ładowarki (wielka niewiadoma, ale tak już od 4 lat ma), bateria trzyma 18 minut (kwestia zużycia), klawisz o wciska się, gdy się tylko położy na nim palec, nawet go nie wciskając (pewnie napił się kawy i ma ADHD), maleńkie pęknięcia na obudowie, rozlatane zawiasy (dziwnym trafem poznikały śrubki na zawiasach) i tym samym matryca miejscami nie styka - miewam czasem różowy albo zielony ekran w paski <3. Poza tym czasem wyświetla się np: 'Podłączono kamerę wideo' - mimo że jest wbudowana.
Czyli nie ma to jak 5 lat ciągłej i intensywnej eksploatacji jednego sprzętu. :)

Zdjęć ostatnio brak...




sobota, 14 kwietnia 2012

Wiosnaa!

Wiosna nadeszła pełną parą. Podobają mi się takie ciepłe dni, gdy przyjemnością jest wracanie do domu 15 min piechotą, czy siedzenie na dworcu PKP, przystanku tramwajowym.
Lubię obserwować ludzi... I żałuję, że nie pojechałam dzisiaj jeszcze dodatkowo tam, gdzie zbieram się od paru dni. Może wtedy moje opowiadanie stałoby się bardziej realistyczne i nie byłoby tylko pisaniem o czymś, co widziałam na Google Maps Live View. Z serii wybrać sobie jakieś osiedle w Gdańsku i tam umieścić akcję, chociaż nigdy się tam nie było. ;D
No i wreszcie dorwałam kogoś, kto zrobił mi parę zdjęć:
buty Vagabond (w mojej szafie od ok. 4 lat, noszone sporadycznie), spodnie sh, sweter sh, torebka sh.
Może i niespecjalnie ładna mina, ale co tam, słońce mi po oczach świeciło i wiało, więc sesja na szybko, pod Galerią Bałtycką. 




sobota, 31 marca 2012

Hmmm...

Brak czasu ostatnio. No i pogoda się pięknie na weekend zepsuła. Kolokwium z fizy zawalone. Że ogólnie jest przefajnie. Ale realizuję się twórczo ostatnio, bawię się w międzyczasie w kotka i myszkę. Bywa zabawnie. Zwłaszcza po nieprzespanej nocy, kawie i 2 Tigerach...
Życie chyba mnie ostatnio nie lubi, ja nie lubię go i wzajemnie się kopiemy po tyłku. Mam ochotę na parę szalonych rzeczy i chyba powoli zacznę je realizować - kto nie ryzykuje, ten nie żyje!

Kamerkowe zdjęcie z moją kochaną Kajunią-Mendunią <3
W przyszłym tygodniu może będą jakieś outfity czy coś.

poniedziałek, 12 marca 2012

Znowu troszkę zaniedbałam bloga. Ale tak to jest, nie mieć czasu, na zrobienie paru zdjęć, ewentualnie nie mieć pogody, nastroju itp. Na zdjęciu dzisiejszy outfit - niezniszczalny sweterek z H&M (mój ulubieniec), spodnie z sh i buty z jakiegoś sklepu przy GB.

Ostatnio mam nastrój na przemyślenia, analizuję co by było, gdyby parę rzeczy się nie wydarzyło, a co gdyby się wydarzyło. I znalazłam mój 'pamiętnik' z roku 2006, trochę z 2008. Aj... gdybym wiedziała, że teraz będę się tak z tego śmiać, to myślę, że pisałabym więcej. Jakie ja miałam głupie pomysły... Wynurzenia głupiej gimnazjalistki, która przechodziła etap bÓntu. Masarnia. Jak sobie przypomnę te wszystkie rzeczy, które wtedy robiłam, podchody, jakie czyniłam... uch. Bieganie przez całą szkołę do automatu, aby się z kimś minąć... Z kimś, z kim się nawet nie rozmawiało, a tylko wiele rzeczy się wmawiało. Byłam głupią gimnazjalistką. Aktualnie jestem głupią studentką. Tak samo głupią jak kiedyś. Nic się nie zmieniło.
Popełniam wciąż te same błędy, ale nie potrafię inaczej.
Bywa.

A zresztą... co to kogo obchodzi? Idę na kawę, a potem uczelnia.

poniedziałek, 6 lutego 2012

Zima, zima i zima. Zimno, czy nie - zdjęcia trzeba zrobić. Ciepły szal i czapka rodem z Syberii, rękawiczki bez kciuka, aby można było trzymać aparat i pisać SMSy, ciepła skóra i dwa swetry pod nią. Ulubione spodnie za 4 zł - bo po co ubierać się w szarości, jak można trochę ożywić zimowe chłody? A po szybkiej sesji, gorąca kawa.

Dwa dni wolnego i znowu na zajęcia... uechsz.
 
Możesz mówić że to farsa
Że już skończył się mój czas
Ja wyruszam dziś na marsa
Śladem niezbadanych tras
Do gwiazd

[Manchester - Do gwiazd]


Pozdrawiam,
Mazz

niedziela, 5 lutego 2012

Zimno.

No to po sesji. Trzy dni wolnego, później drugi semestr. Jak ten czas szybko leci... Tak niedawno pisałam tutaj o maturach, a tu połowa pierwszego roku za mną. Odnośnie wyników, wypowiadać się nie będę. Kochajmy fizykę, ot co.
Mrozy okropne, siedzę przy kaloryferze, z kubkiem gorącej herbaty i książką. Postępy we własnej twórczości - prawie żadne. 

I chyba będę częściej pisać na tym blogu ;)

Miejca które dobrze znam
mówią mi o tobie
miejsca w których nie ma nas
mówią że to koniec
dokąd jeszcze mogę pójść
by móc zapomnieć
wszędzie lepiej jest niż tu
bo nie ma wspomnień
[M.Brodka - Zagubiony]

Pozdrawiam,
Mazz

niedziela, 8 stycznia 2012

Lekko podsumowując

Rok 2011 już dawno za nami, minął pierwszy tydzień roku 2012. Czas płynie zdecydowanie zbyt szybko, zbyt wiele się dzieje, aby to jakoś ogarnąć. No nic.

Wszyscy robią mnóstwo postanowień noworocznych, których i tak nie wypełniają. Bo co to za postanowienie "schudnę", skoro jedzenie jest takie dobre? Albo co to za postanowienie "zagadam do niego" skoro nieśmiałość bierze górę, a i tak pewnie nie byłoby wspólnych tematów i czekałoby tylko rozczarowanie. Dlatego też, ja postanowień nie mam żadnych. To znaczy mam, jedno. Kontynuować to, co rozpoczęłam w 2011 i dokończyć kilka projektów. No i zaliczyć sesję.

Co by tu jeszcze... zadziwiającym jest, w jak krótkim czasie można zmienić się tak bardzo. 2011 zdecydowanie przyniósł zmiany, których się w ogóle nie spodziewałam. Zmiany na lepsze, zdecydowanie. Tak, studia to najlepszy czas w życiu. I nie wiem jak ja to robię, ale udaje mi się jak na razie łączyć ze sobą to, czego nie potrafiłam ze sobą pogodzić w liceum. Spędzam poza domem jakby więcej czasu, niż w LO, a jednak czytam książki, których lista nazbierała mi się przez LO, kontynuuję poodkładane na później projekty opowiadań, uczę się, czasem poimprezuję, a i znajduję czas, aby nawet posiedzieć na gg.

A najbardziej w ciągu ostatnich dni mnie dziwi, jak rzeczy, o których zdarza mi się marzyć lub za którymi tęsknię, potrafią być beznadziejne (gdy się już odbędą), jeśli nie ma w nich z pozoru nieznaczącego czynnika. Ciężko to w jakiś racjonalny sposób zdefiniować, ale no nie wiem, dziwnie mi. Swoją drogą, testuję ostatnio silną wolę. Sprawdzam, do czego jestem zdolna po zmianach w charakterze. Robię rzeczy, o których nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że są wykonalne. Ba, prędzej spaliłabym się ze wstydu, niż coś zrobiła, a ja po prostu teraz z łatwością to robię.

Na ćwiczeniach z Psychologii któregoś razu mieliśmy ciekawą rozmowę z prowadzącym. Temat zajęć był o szczęściu, że na przykład jeśli coś kupujemy, to nasze szczęście skacze z 0 do 5, a potem znów spada do 0, bo się do tego czegoś przyzwyczajamy. Jedyną rzeczą, po której szczęście nie spada do 0 są (według badania przeprowadzonego w USA), uwaga uwaga - sztuczne piersi. Wówczas szczęście rośnie z 0 do 5, później spada do mniej więcej 3 i na takim poziomie się trzyma. Prowadzący nie mógł zrozumieć tego zjawiska. Ja je rozumiem. W USA panują stereotypy, że kobieta musi mieć duże piersi, inaczej czuje się niedowartościowana. A więc skoro ona uważa się za atrakcyjną, to i mężczyźni uważają ją za atrakcyjną, koło się toczy. Podobnie było w moim przypadku z rudymi włosami, nie byłam już szarą myszką, poczułam się pewniej. I wtedy zaczęłam zauważać, że nie jest tak źle, jak myślałam. Mała zmiana wyglądu, ogromna zmiana światopoglądu, samooceny i w ogóle, o.

Miało być podsumowanie 2011, wyszło jakieś przemyśleniocośtam. Trudno.