niedziela, 18 stycznia 2015

Cóż.

9 dni do egzaminu dyplomowego.
Poziom opanowania zagadnień: 20%
Aktualne zajęcie: Pisanie.
Muzyka: Michał Lorenc, muzyka z filmu Bandyta

             Segregator z zagadnieniami krzyczy, każde spojrzenie na kalendarz wywołuje falę paniki. Kolejne zerknięcie na biurko, gdzie na jednej z kartek widnieje godzina egzaminu i komisja - kolejna fala paniki. Na innej kartce mam zanotowane pytania wraz z datami, w których miałabym się ich uczyć. Po dwóch dniach realizowania ambitnego planu - po prostu mi się odechciało. Nie uczę się, nie patrzę na zagadnienia, nie robię nic, aby dostać z tego piątkę. Zresztą przewodniczący komisji mnie nie lubi, więc wysiłek przy nauce jest zbędny, skoro i tak nic z tego nie będę mieć... Mogłabym mieć 4,5 na dyplomie, ale przez tego dziada będzie co najwyżej 4, bo uwaga, uwaga, miałam wnioski w punktach oznaczonych 
  • o tak
  1. a nie tak...
 
 Ale no cóż, życie jest brutalne. A ja się zupełnie tym nie przejmuję. Wczoraj siedziałam do trzeciej, napisałam drugi rozdział "Wrony". Tworu, który kiedyśtam pojawił się w mojej głowie, chyba w maju 2013, a potem powoli zaczęłam nad nim myśleć i zaczęło wychodzić z tego coś więcej niż planowałam. Zresztą ciekawie jest jak się pisze, a z płaskich bohaterów wychodzą nagle konkretni, z nieznaczących wydarzeń wychodzą wojny... Pożyjemy, zobaczymy jak to będzie...

Dzisiaj może trochę się pouczę, ale chyba znowu nocka z pisaniem... ;)