środa, 29 czerwca 2011

Ojojoj.

Jutro wyniki matur. Szczerze mówiąc, boję się ich. Boję się, że poucinają mi punkty za nie wiadomo co i żegnaj się Mazzuniu z wymarzonymi studiami. Zobaczymy.

Naprawdę, nie chcę widzieć teraz tych wyników.

sobota, 25 czerwca 2011

"Intymne Lęki"

Teatr Wybrzeże organizuje w moim mieście letnią scenę. W każdy weekend, poczynając od tego, wystawiane są przeróżne spektakle. Dzisiejszego wieczoru, udałam się na jeden z nich.

W sztuce poznajemy kilku poszukujących miłości bohaterów i ich perypetie w związku z tym. Całość jest jak najbardziej aktualna i oddaje tytułowe 'lęki' każdego z odbiorców, przedstawione w dość zabawny sposób. Postanowiłam, że choć trochę przybliżę bohaterów, których kreacje są naprawdę ciekawe. Zacznę od barmana, imieniem Ambrose, który jest dość doświadczonym przez życie człowiekiem, opiekował się matką, a gdy ona zmarła, w tym samym czasie rozstał się on z kobietą. Aktualnie opiekuje się ojcem, Arthurem - starym erotomanem, który dobitnie komentuje kolejne zatrudniane opiekunki - np. "nie ma cycków", "ma chociaż dupę?", potrafi być bezczelny. Jedną z takich opiekunek jest Charlotte, pokorna i bardzo religijna dziewczyna, która nałogowo czyta biblię. A pewnego wieczoru odwiedza Arthura, który niemal dostaje na jej widok zawału. Ubrana jest bowiem w czerwone pończochy, czerwone majtki i czerwony gorset, a na głowie ma blond perukę. Dziadek następnego dnia trafił do szpitala z bólem serca i "halucynacjami" jakoby to opiekunka tańczyła nago obok jego łóżka. Charlotte pracuje także w agencji nieruchomości i nagrywa na kasety swojemu szefowi pod pretekstem programów religijnych, pornografię ze swoim udziałem. Trzeba powiedzieć także, że na końcu podrzuciła kasetę także Ambrose. Szef - Stewart za to jest typem lwa kanapowego, który wieczorami siedzi w domu i ogląda telewizję, podczas gdy jego żona, Imogen spędza wieczory poza domem, w klubach. Umawia się ona także z mężczyznami, w tym z Danem, który wraz z narzeczoną (Nicola) poszukiwał mieszkania przez biuro jej męża. I to moim zdaniem jest najciekawszy bohater. Wiecznie narzeka, wiecznie mu coś nie pasuje. Mimo, że nienawidzi swojego ojca, postanowił jego przykładem mieć gabinet, po to chociażby, aby w nim siedzieć i nic nie robić. Twierdzi, że kobiety w ogóle nie rozumieją mężczyzn, a facet powinien mieć trochę swobody. Cały czas powtarza swej narzeczonej, że chce trochę pożyć, więc niech ona załatwia sprawy mieszkaniowe. Narzeka  na agenta nieruchomości, a jak przyjdzie mu powiedzieć cokolwiek - robi to nieśmiało i nie do końca wie jak formułować zdania. Przedstawia się jako wysoki przystojny brunet, były wojskowy, z dużym DPH (Duże Poczucie Humoru, a myślał, że coś z seksem) Nicola potrafi się za to zemścić, gdy nadarza się okazja odwiedza Dana w barze, w którym umówił się z Imogen i skutecznie ją odstrasza, po czym żegna się z Danem.

Spektakl oceniam jako dobry, dlatego na koniec zacytuję fragment dotyczący tego spektaklu:
"Błyskotliwe dialogi, subtelny humor, wyraziste postacie - wszystko to jest niewątpliwym atutem Intymnych lęków, sztuki Alana Ayckbourna, jednego z najbardziej cenionych na świecie angielskich dramatopisarzy. "

sobota, 18 czerwca 2011

Siedzę sobie właśnie popijając sok pomarańczowy i z bananem na twarzy rozbudowuję postać, która miała być epizodyczna, ale zakochałam się w tym człowieku chyba od pierwszego wejrzenia i myślę, że zagości w utworze na dłużej niż planowałam. Bohater zdecydowanie z serii tych złych, a jednak można stracić dla niego głowę. I nie jest Edwardem Cullenem!

Z ogromną chęcią pojechałabym się powygrzewać do jakiejś Bułgarii albo Chorwacji.

środa, 15 czerwca 2011

Wir tłumaczeń.

W czasach, gdy wydawnictwo wydaje tylko po polsku pierwszy tom świetnej powieści, a pisana jest ona tylko i wyłącznie po rosyjsku, bez znajomości tego języka, ciężko dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej. Mowa tu oczywiście o cyklu "Gry z bogami" Eleny Malinowskiej i wydanym w Polsce "Tańcu nad przepaścią". I także nasuwa się zdanie: "Chwała translatorom i ich twórcom!" Gdyby nie to, czekałabym pewnie jeszcze kilka lat, aż może Fabryka Słów by zlitowała się nad biedną Mazzową i wydała dwa pozostałe tomy, albo i nie. Na jakiejś rosyjskiej stronie znalazłam całą treść i wklepuję je sobie w translator, czytając kolejne zdania, przy okazji redagując je tak, aby mieć później pełne tłumaczenie na własny użytek. I tak właściwie, praca tłumacza to całkiem fajna praca, jakby naprawdę dobrze znać język i go lubić. Dlatego też, może jak będę mieć dużo czasu na obijanie się (który mam aktualnie w ramach 4,5 miesięcznych wakacji), nauczę się tak profesjonalnie rosyjskiego? Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale odczuwam ogromną motywację do nauki i do tłumaczenia.
I tu wypełnia się proroctwo mej polonistki, która na koniec klasy maturalnej próbowała zgadnąć, kim zostaniemy w przyszłości. Zapytała mnie wtedy, czy mam jakieś predyspozycje lingwistyczne. Odpowiedziałam jej, że nie. Ale może jednak?


No i druga sprawa, moja książka. Z dnia na dzień pojawia mi się z nią coraz więcej problemów. Ale nie zmienia to faktu, że nadal się produkuję, wymyślam nowe rzeczy, piszę. Chciałabym ją kiedyś wydać, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

piątek, 3 czerwca 2011

Wakacyjnie.

Od otwartego okna bije przyjemny, chłodny powiew wiatru. A dookoła mnie porozrzucane kilka zeszytów, zakreślacz, ogromna kartka z drzewem genealogicznym moich bohaterów, parę książek. W uszach Jelonek, na którego wczorajszym koncercie ogromnie żałuję, że nie mogłam być. I właściwie - mogłam, ale z lenistwa stwierdziłam, że nie warto. Ech. Pozostaje więc siedzieć w domu i zatapiać się w lekturze Wielkiego Mistrza oraz pisać własne opowiadanie/książkę.