środa, 24 września 2014

Baltikon 2014

Jako, że odwiedzam ostatnio konwenty - zupełnie spontanicznie, to i czas na jakąś opinię.

Moją konwentową przygodę rozpoczęłam w roku 2008 w Gdyni na pierwszej i zdaje się ostatniej edycji konwentu mangowego Piratkon. Mangowcem nigdy nie byłam i raczej nie zostanę, ale ze względu na ludzi - bawiłam się nieźle. Z tego co pamiętam.

Później zaczęłam jeździć na Pyrkony i się jakoś tam odnalazłam.
Dlatego też relacja raczej z perspektywy kogoś, kto nieco już zobaczył i swoje wie ;)

Akt 1: Kolejka

Element często spotykany na konwentach - Pyrkon sobie z tym poradził w 2013, ale na Baltikonie też nie było tak źle - może dlatego, że frekwencja nie była aż tak duża, aby możliwe były wielkie kolejki. ;) Nie straciłam żadnych punktów programu, czyli było dobrze. ;) A przy okazji można było sobie pogadać. Ze statystyk wynika, że najwięcej ludzi poznaje się w kolejkach.

Akt 2: Budynek szkoły i atrakcje

Konwent odbywał się w budynku Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, która również w tych dniach miała swoje dni otwarte. Ciekawostka: W czasach II WŚ mieścił się w tym miejscu szpital psychiatryczny.
Budynek dość przestronny, miejsca nie brakowało i nie miałam problemu, aby zmieścić się w sali na wyczekiwanej prelekcji.

Można było zobaczyć jak powstają cosplaye, pograć w GuitarHero czy w karcianki i planszówki w Games Roomie, w którym zazwyczaj było miejsce. Także to raczej na plus.

Akt 3: Stoiska
Zdecydowanie było ich zbyt mało. Przyzwyczajona do doświadczeń Pyrkonowych liczyłam na to, że upoluję jakąś ciekawą biżuterię lub wybiorę sobie książkę, ale zapomniałam, że to jest konwent bardziej mangowy i mogłam jedynie kupić sobie na pocieszenie poduszkę z Yaoi...



Akt 4: Program

Jak już wspominałam, mangowcem nie jestem, więc ciężko było znaleźć coś dla siebie. Interesuję się psychologią - pisze książkę i szukałam czegoś, co może mnie wspomóc. I było z tym ciężko. Było kilka prelekcji związanych właśnie z psychologią, twórczym myśleniem i powiązaniami z fantastyką, więc liczyłam na przykład na coś o motywach bohaterów, czy też coś powiązanego z psychiką innych ras, a otrzymałam same podstawy psychologii z powiązaniami z fantastyką jedynie w tytule. Czyli nic nowego dla osoby tym zainteresowanej.



Aczkolwiek program nadrabiały prelekcje Anety Jadowskiej i Basi Karlik - zdecydowanie najlepsze.
Co do noclegów nie będę się wypowiadać, gdyż nocowałam w domu.
Ogólnie moja ocena na plus mimo paru niedociągnięć. Fajnie, że wreszcie dzieje się coś w Trójprzymierzu - może wreszcie uda się przełamać fatum, które swojego czasu zawisło nad Trójmiastem ;)






niedziela, 17 sierpnia 2014

Proces tworzenia - czyli o tym ile problemów napotyka każdego z nas.

Żyjemy w świecie, gdzie umiejętność pisania i czytania nie jest niczym dziwnym, więc i każdy z nas raz na jakiś czas ma przyjemność stworzenia czegoś - a czy jest to artykuł, piosenka, wiersz, opowiadanie, felieton, książka, film - to już nieważne. I nieważne też kim jesteśmy - możemy być uczniami, studentami, pracownikami, bezrobotnymi - każdego i tak kiedyś jakiś przymus dopadnie.

Proces tworzenia
Polega na tym, że dostaliśmy zadanie lub sami je sobie wymyśliliśmy i musimy tak to wszystko ułożyć, aby pasowało nam lub naszemu potencjalnemu odbiorcy. I tu zaczyna się problem. 


Zbieranie materiałów
No dobra. Wiemy już, że chcemy coś napisać, ale jak zacząć? Może warto by było przejść się do biblioteki i zobaczyć jak ktoś inny opisuje temat, o który będziemy zahaczać? A może po prostu spotkać się z osobą, która siedzi w tym temacie dłużej od nas i z nią porozmawiać? Właściwie pisarz jest takim złodziejem - inspiruje się tym, co już istnieje i na tej podstawie pisze coś nowego. Bo praktycznie wszystko już gdzieś zostało wymyślone.

Zbieranie się do pracy
Wiemy już o czym mniej więcej będziemy pisać, jak się dany proces odbywa, kto kogo zabije i takie tam. I co z tego? Ano nic. Siadamy do komputera, otwieramy pustą stronę Worda i gapimy się w nią przez godzinę nie wiedząc co napisać. I choć piszemy pierwsze zdanie, może nawet dwa zdania - wydają nam się one jakieś takie dziwne - że tak nie powinno być i ogólnie wszystko jest bez sensu.

Ja w takim momencie wychodzę gdzieś na spacer, jadę w teren - gdziekolwiek. Mam takie jedno magiczne miejsce, gdzie napisałam naprawdę wiele stron różnych powieści i tam po prostu chce się wracać. W ten weekend byłam tam dosłownie na pięć minut, a zdążyłam nawdychać się weny. ;) 

Czasem pomaga też muzyka - jakaś klimatyczna, dobre są soundtracki z filmów, twórczość Yirumy i można zamknąć oczy i pisać to, co nam "ślina" na palce przyniesie. Oczywiście - jeśli potrafi się pisać z zamkniętymi oczami. Można też rozpisać sobie wszystko na kartce i po prostu realizować plan punkt po punkcie - ja tak nie robię, bo potem i tak nie wiem co napisać. Po prostu muszę złapać "bakcyla" i pisać, pisać, pisać.

Wszystko jest przeciwko
 Ostatnio złapałam duużo weny - jak już wspominałam. I co? Nie napisałam praktycznie nic. Bo laptop się psuje, więc boję się, że połowa mi się nagle usunie, gdy laptop postanowi się wyłączyć, a poza tym po remoncie nie mam jeszcze wygodnego krzesła i dłużej niż godzinę na nim nie usiedzę, a na pewno nie będę w nastroju, aby napisać coś sensownego. A przy okazji może jeszcze sobie sprawdzę pocztę, odpiszę na maila, zobaczę co słychać na facebooku, pogram w Quizwanie, polubię zdjęcia znajomych, ułożę 2048. Ewentualnie mogę posprzątać na biurku. 



"Na ostatni moment"
Możemy tworzenie odkładać i odkładać. Ale co wtedy, jeśli deadline nas dogoni? Siadamy więc i piszemy, piszemy, piszemy, byle cokolwiek powstało. Weny nie ma, pisać trzeba. Powstają linijki tekstu, które naszym zdaniem sensu nie mają - ale są. Nigdy nie będzie tak, że to napisane "na szybko" będzie nam się podobało - bo nie włożyliśmy w to wystarczającej ilości pracy, a jedynie stworzyliśmy to na odczepne. 

Wena
A tak odnośnie moich wcześniejszych wypocin - kwestia definicji weny. No bo czym tak właściwie jest? Pomysł na napisanie czegoś to osobna kwestia, może jakiś impuls do pracy? I dlaczego zdecydowanie częściej spotyka się stwierdzenie "Nie mam weny, nic nie napiszę" niż "Mam wenę, idę pisać"? Może dlatego, że tak naprawdę pojęcie wena nie istnieje, a jest to jedynie przykrywka na nasze lenistwo? 
Co o tym sądzicie?


 

wtorek, 4 lutego 2014

Szare.



Nasze kolorowe życie jest takie szare
Twoje młode oczy są takie stare
Ktoś białe nazwał czarnym, choć mówią, że się nie starał
Tylko czemu mu wierzymy, kto nas będzie za to karał? 

Lipa ogólnie.
We wszystkim co może być.
Poza sesją. Sesja zdecydowanie bardzo spoko. 

Być może niedługo tu wrócę i zagoszczę na dłużej, zobaczymy.