piątek, 2 listopada 2012

Nareszcie cztery dni wolnego, podczas których znajduję czas (poza nauką) na pisanie. I idzie mi całkiem nieźle, jeśli tak to można nazwać.
 Wreszcie udało mi się skończyć rozdział siódmy, który męczyłam od wakacji. A to nie miałam czasu, nie miałam ochoty, napisałam dwa zdania i zapominałam co miałam napisać, gubił mi się zeszyt z notatkami i tak dalej. Ale jest jeden plus tego przestoju: Zawarłam w tym rozdziale więcej wątków niż zamierzałam, budując tym samym fundamenty pod kolejne części. :)

Czuję z tego powodu swojego rodzaju zadowolenie: Bliżej niż dalej do końca - jeszcze tylko trzy rozdziały. Trzy rozdziały, w których muszę zawrzeć dużo ważnych później rzeczy. No i zostało mi nauczyć się na pamięć planu miasta Kraków, bo Wrocław po rozdziale siódmym mam już w małym paluszku, a schemat linii tramwajowych będzie mi się śnił po nocach.

I na koniec mały fragment, który udało mi się wyprodukować wczoraj:

- To tak nie działa – odparłam. – Nie można po prostu zapomnieć kilku miesięcy z życia i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
- Można – odpowiedział krótko. – Robię to cały czas i dobrze sobie radzę, jak widzisz.
Przez chwilę naszła mnie myśl, że może Kuba naprawdę jest kimś zupełnie innym, niż postać, którą gra w tym przedstawieniu życia. Nie pozwolił mi siebie poznać, a przez zgrywanie luzaka, nawet nie próbowałam wnikać w to, jak jest naprawdę. Nie miałam na to czasu ani siły. Moje myśli zajmowało coś zupełnie innego.
Oraz zdjęcie jeszcze z wakacji: