sobota, 2 lipca 2011

Spacer w deszczu.

Od wczoraj na wybrzeżu gdańskim leje. Nie, żebym narzekała. Czasem potrzeba chłodniejszego dnia, aby oderwać się od codziennej bieganiny. Potrzebowałam tych dwóch dni wytchnienia. Wczoraj, mimo ostrej ulewy, założyłam martensy, nieprzemakalną kurtkę i wyszłam z psem na spacer. Nie tyle, że musiałam, w końcu podwórko mam spore, ale chciałam. I gdy tak deszcz kapał mi po twarzy rozmyślałam sobie o wielu sprawach. Wciąż żałuję, że pewne sprawy kilka lat temu potoczyły się tak, a nie inaczej. I, że mimo danej mi kilkukrotnie szansy, nie wykorzystałam jej. Poza tym w takich momentach, kumuluje mi się wena twórcza.

Wczoraj było twórczo, dzisiaj robiłam (i robię nadal) tłumaczenie. Skoro idzie to tak na zmianę, pewnie jutro będę czytać Misję Ambasadora.


Przy okazji - tylko 32 dni do Woodstocku!

A maturę zdałam. Owszem, mogło być lepiej, ale trudno się mówi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz