wtorek, 12 lipca 2011

Hm.

Tutaj chyba miała się pojawić jakaś ckliwa notka, w której w poetyckiej formie opisywałabym 'zady i walety' pewnego osobnika, ale toć na nim się świat nie kończy. Zresztą, dawno nie pisałam i przydałoby się to nadrobić.

Więc może od początku. Dawno, dawno temu, gdy na Ziemi mieszkały jeszcze dinozaury, mała Mazz pisała sobie powieść, którą później zamierzała wydać. Jednak z własnego lenistwa nawet nie ruszyła korekty, stąd też utwór leży sobie gdzieś na dysku w oczekiwaniu na zbawienie. Główna bohaterka - zwykła nastolatka, której rodzice się rozeszli, a ona wpadła w wir imprez i alkoholu. Pisane przeze mnie, która daleka jestem od takich problemów i w ogóle nie spodziewałam się, że gdzieś w czasie pisania tego, podobna tragedia dzieje się tak blisko.

Dalej... bawią mnie dziewczynki, wklejające do internetu milion zdjęć ze swoim lubym, chyba tylko po to, aby pokazać 'patrzcie jakiego sobie faceta wyhaczyłam'. Na co to komu? Mój facet to mój facet, kogo to obchodzi, co i gdzie robimy? Każdy wiek owszem ma swoje prawa, ale ja mam wrażenie, że aż taka żałosna nie byłam. I teraz tylko wylewam swe irytacje na blogu, którego i tak nikt nie czyta. A jak czyta, to dobrze się kamufluje.

Nie dostałam się na Geodezję, nie dostałam się na Budownictwo, nie dostałam się na Transport (chociaż mało brakuje i będę walczyć!). Dostałam się na Zarządzanie i Inżynierię Produkcji i w sumie może to jednak będzie ciekawy kierunek? ;)

Poplażowałabym, zdecydowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz